– Hyrcek, Hyrcek! – z przerażeniem w głosie wołał Rzepiórek. – Chodź tu szybciutko! Muszę ci o czymś opowiedzieć.
– Co się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – zaśmiał się skrzacik.
– To wcale nie jest śmieszne, ja chyba naprawdę widziałem ducha – z trudem łapiąc oddech, odpowiedział duszek.
Usiadł na kamieniu, nieopodal wielkiego korzenia dębu, tuż przy wejściu do pieczary, w której mieszkał Hyrcek. Czuł, jak mocno bije mu serduszko. Chciał jak najszybciej opowiedzieć o wszystkim skrzacikowi, ale na samą myśl o tym, co go spotkało, paraliżował go ogromny strach i nie mógł wydusić z siebie głosu.
– Bo, bo… – zaczął po chwili.
– Spokojnie, Rzepiórku, jesteś tutaj bezpieczny – próbował uspokoić go skrzacik. – Mów wszystko po kolei.
– Bo ja… Chciałem, jak najszybciej dojść do ciebie i poszedłem na skróty. Obok wielkiego, starego buka, który rośnie zaraz przy drodze, skręciłem prosto do lasu. Gdy przedzierałem się przez gęste krzaki, nagle go zobaczyłem…
– Kogo zobaczyłeś? – dopytywał się z coraz większym zainteresowaniem skrzacik.
– Rycerza. Widziałem rycerza, prawdziwego rycerza na czarnym koniu – jednym tchem odpowiedział Rzepiórek. – Jechał prosto na mnie. Ledwo udało mi się skryć pod leżącą na trawie korą dębu.
– Może ci się to wszystko przewidziało. Przecież nie ma już rycerzy – próbował uspokoić go skrzacik.
– Dobrze wiem, co widziałem. To był prawdziwy rycerz. Duch Gór opowiadał mi o rycerzach, którzy pokonywali górskie szlaki – zdenerwował się Rzepiórek. – Ten ubrany był w lśniącą zbroję, kolczugę, na głowie miał szyszak z opuszczoną przyłbicą, z tyłu doczepioną miał kuszę, a z boku przywieszony duży miecz.
– Niemożliwe. Przecież próbuję ci wytłumaczyć, że nie ma już rycerzy – dalej pozostawał przy swoim Hyrcek.
– Jak to nie ma! To niby kim ja jestem!
Skrzacik i Rzepiórek stanęli jak wryci. Przed ich oczyma ukazał się najprawdziwszy rycerz na koniu. Ile sił w nogach zaczęli biec w kierunku domku Hyrcka i gdy już mieli wbiec do jamki, wejście zagrodził im tajemniczy przybysz.
– Dlaczego uciekacie przede mną? – zapytał łagodnie. – Przecież nic wam złego nie zrobiłem. Nie musicie się mnie obawiać.
– Ale… – jęknął skrzacik. – Ale rycerzy już nie ma.
– Oj, może i innych nie ma, ale ja jestem najprawdziwszym, choć może i ostatnim z nich. Przebyłem bardzo długą drogę i jestem zmęczony. Błądzę już kilka godzin po lesie, lecz nie mogę odnaleźć celu mej podróży.
– Co tutaj robisz? – niepewnie zapytał Rzepiórek. – I czego szukasz?
– Dawno, dawno temu w tej okolicy postawiłem przy drodze krzyż. Teraz chciałem go odnaleźć. Chociaż moje winy zostały już odkupione, to muszę przyłożyć do niego mój miecz. Wtedy dopiero zaznam spokoju.
– Krzyż? – zaciekawił się skrzacik. – A jak on wygląda? Możemy pomóc ci go szukać.
– Wykonałem go z kamienia. Ma ponad metr wysokości. Na nim wyryłem kuszę i miecz – odparł rycerz.
– To chyba wiem, gdzie należy go szukać. Musimy udać się do centrum – oznajmił Hyrcek. – Dwa takie krzyże znajdują się przy małym kościółku, w samym centrum miasta. Ale… – zastanowił się przez chwilę skrzacik. – To są przecież krzyże pokutne.
– Właśnie. Takiego krzyża szukam – ucieszył się rycerz.
Szybko ruszyli w drogę.
Zatrzymali się tylko na chwilę przy rzeźbie jelonka, która stoi w samym centrum miasta.
– Witam niespodziewanych gości! – zawołał radośnie jelonek.
– Miło cię widzieć – odpowiedział skrzacik.
– A co tu robi taki mały jelonek? Sam? W centrum miasta? – dziwił się Rzepiórek.
– Nieładnie, duszku – przerwał mu skrzacik. – Powinieneś się najpierw przedstawić.
– Nazywam się Rzepiórek. Jestem duszkiem leśnym.
– Dzień dobry, Rzepiórku – odpowiedział łagodnie jelonek. – Ja jeszcze nie mam swojego imienia. Jestem tu od niedawna. Mówią na mnie po prostu „Jelonek”. Dokąd idziecie? – zwrócił się do skrzata.
– Poszukujemy krzyży pokutnych – wyjaśnił podekscytowany duszek. – Właściwie to szuka ich rycerz, ale ja też bardzo chcę je zobaczyć – dodał. – Chodź z nami, chodź, Jelonku! – zawołał rzepiórek.
– Bardzo chętnie, ale nie mogę. Tutaj jest moje miejsce. W dzień nie mogę się stąd ruszyć. Jeszcze by ktoś zauważył… Ale za to nocą brykam po całym mieście.
– I nie smutno ci tutaj tak samemu?
– Nie smutno! Jestem nie lada atrakcją. Wszyscy chcą mieć ze mną zdjęcie. Codziennie uśmiechają się do mnie mieszkańcy Jeleniej Góry, a najmłodsi goście wdrapują się na mój grzbiet, choć na chwilę. Czasem jest bardzo wesoło.
– Do zobaczenia więc, Jelonku – zawołał radośnie duszek i ruszyli dalej. Minęli piękną Galerię Karkonoską i uliczkę, przy której jest poczta. Hyrcek opowiadał o rzeźbach Ducha Gór, które tam opowiadają jedną z najpiękniejszych karkonoskich legend.
Gdy dotarli do niewielkiej żółtej świątyni, Rzepiórek zaczął szukać krzyży:
– Znalazłem – ucieszył się – są tu, w murze.
Rycerz stanął obok duszka i uśmiechnął się. Odnalazł je wreszcie. Poczuł ogromną ulgę. Do jednego z nich przyłożył swój miecz. Pochylił głowę i zamilkł na chwilę.
– Dziękuję wam, że przyprowadziliście mnie w to miejsce – rzekł tajemniczy rycerz. – A teraz muszę wypowiedzieć ważne słowa: Jam zawinił, to rzecz pewna. Niech moc twoja, chociaż gniewna, da mi spokój, ukojenie, czynów moich odkupienie. Teraz mogę powrócić już do domu. Moja misja została zakończona – oznajmił rycerz. – Do widzenia, przyjaciele.
– Rycerzu, a dlaczego tak bardzo zależało ci na odnalezieniu tego krzyża? – zapytał jeszcze Rzepiórek, ale rozejrzał się, i nigdzie nie było już tajemniczego jeźdźca. Zrozumiał, że stało się właśnie coś niesamowitego…