Rzepiórkowi bardzo spodobała się Jelenia Góra. Od chwili swojej pierwszej wyprawy często wybierał się razem z Hyrckiem na wycieczki. Jego dziadek – Karkonosz – przychylnym okiem spoglądał na ich poczynania, wiedząc, że żaden z nich biedy sobie nie napyta.
Rzepiórek uwielbiał wędrować uliczkami starego miasta. z zachwytem spoglądał na fasady pięknych domów. Wspólnie rozprawiali o historii, próbując wyobrażać sobie, jak kiedyś mieszkało się w tej cudownej Kotlinie. A najbardziej lubili, kiedy przytrafiały się im takie dziwne przygody…
Pewnego razu przechodzili akurat obok Baszty Zamkowej, gdy stało się właśnie coś niesamowitego:
– Stać, nie zbliżać się! – dało się słyszeć tajemniczy głos.
Rzepiórek i Hyrcek rozejrzeli się dookoła, ale choćby nie wiem jak się przyglądać – nikogo w pobliżu nie było…
– Macie zezwolenie na wejście do grodu?
– Ale… – jęknął przestraszony Rzepiórek.
– Proszę ze mną nie dyskutować. Nie wolno i już!
– Dlaczego? – dopytywał się Hyrcek. – Przecież zawsze tędy chodzimy i nigdy nikt nas nie zatrzymywał.
– To niemożliwe! Każdego dnia stoję na posterunku i pilnuję, aby nikt obcy bez pozwolenia nie przedostał się przez mury miasta – powiedział głos, ale żadnej postaci nadal nie było widać. – Pewnie przysłał was nieprzyjaciel! Chcecie obejrzeć fortyfikację, aby potem nasi wrogowie mogli zdobyć miasto. Nigdy na to nie pozwolę!
– Nie, nie jesteśmy żadnymi szpiegami i nie chcemy napadać na Jelenią Górę. Wybraliśmy się tylko na spacer – tłumaczył zmieszany Rzepiórek.
– Rzeczywiście, nie wyglądacie mi na wojowników – odezwał się po chwili zastanowienia nieznajomy i wyłonił się nagle z wnętrza muru. – Kim jesteście?
Tym razem Hyrcek, który otrząsnął się już wyraźnie z zaskoczenia, odpowiedział jako pierwszy:
– Nazywam się Hyrcek. Jestem skrzatem miejskim i mieszkam niedaleko, na wzgórzu. A to – wskazał na Rzepiórka – jest mój przyjaciel, Rzepiórek.
– Dzień dobry – powiedział duszek. – Ja mieszkam w górach. A ty kim jesteś?
– Jak to… Nie wiecie? Jestem strażnikiem miasta. Każdego dnia spoglądam z Baszty Zamkowej na okoliczne pagórki i lasy. Chyba słyszeliście o husytach?
– Nie – odpowiedział z przejęciem Rzepiórek. – A kim oni są?
– Wojownikami! Trzykrotnie próbowali zdobyć miasto, ale im się nie udało. Zasługa w tym naszej fortyfikacji. Mamy podwójne mury obronne i szeroką fosę pomiędzy nimi, do tego trzy bramy prowadzące do grodu i kilka dobrze strzeżonych baszt.
– A gdzie są te mury, o których mówisz, strażniku? – zapytał z uśmiechem Rzepiórek. – Ja ich nie widzę.
Strażnik rozejrzał się dokładnie we wszystkie strony. Otworzył szeroko oczy i zbladł.
– Nie ma murów. Ojej… Co się stało? Nie rozumiem. Przecież dobrze pamiętam, zawsze tutaj były!
– Chyba znam odpowiedź na twoje pytanie – powiedział Hyrcek. – Chodź, strażniku. Zaraz ci wszystko pokażę i wytłumaczę. Miasto od dawna jest już wolne, nie trzeba go strzec. Żadni husyci już mu nie zagrażają. Zobacz, wszystko się zmieniło.
– Rzeczywiście, tutaj jest Baszta Zamkowa, obok niej Baszta Grodzka, ale gdzie się podziały mury obronne? Gdzie jest Baszta Bramy Długiej?
– Uległa zniszczeniu w czasie wojny trzydziestoletniej. Niektóre budowle się spaliły, inne zostały rozebrane. Ale nie martw się. Pokażę ci, co pozostało i co mieszkańcy odbudowali.
Hyrcek, Rzepiórek i wielce zdziwiony strażnik miasta wybrali się na spacer.
Gdy oglądali fragmenty murów obronnych, strażnik opowiadał, jak niegdyś wyglądały. Rzepiórek wszystkiego słuchał z wielkim zaciekawieniem, gdyż z opowieści Strażnika wynikało, że były bardzo wysokie, miały aż osiem metrów wysokości, aby nie można było przez nie przejść. Na murach znajdowały się też małe baszty zwane bastejami. Gdy dochodziło do ataku wroga, w każdej z nich znajdowali się uzbrojeni mieszczanie, którzy dzielnie bronili swojego miasta. Strzelali z armat, kusz i łuków, ciskali kamieniami i lali gorącą smołę…
– Bardzo waleczni byli mieszkańcy Jeleniej Góry – w głosie Rzepiórka dało się słyszeć drżenie.
– Oczywiście – odpowiedział strażnik miasta, po czym dumnie wypiął pierś.
– Jakby ktoś napadł na moje góry, też bym ich bronił – powiedział z przejęciem duszek. – I walczyłbym z całych sił.
O, tak! – I zaczął wykonywać śmieszne ruchy, jakby chciał wystraszyć wszystkich wokół.
– Ha, ha, ha! – zaśmieli się Hyrcek i strażnik.
– Dzielny z ciebie duszek – dodał rozbawiony skrzacik.
– To Baszta Bramy Wojanowskiej. Widzicie, tam w górze są otwory strzelnicze – zawołał nagle strażnik. – O! I sama Brama Wojanowska nadal stoi! – ucieszył się.
– Dlaczego się tak nazywa? – zapytał się z zaciekawieniem Rzepiórek.
– Tutaj była granica miasta. A ta droga prowadziła do miejscowości Wojanów – odpowiedział mu Hyrcek.
– Skąd ty tyle wiesz? – zdziwił się Rzepiórek.
– Przecież mieszkam tutaj. Każdy powinien znać historię swojego miasta – odpowiedział skrzacik z przekonaniem.
Gdy przyglądali się Bramie Wojanowskiej, Rzepiórek zwrócił uwagę na kolorowe malowidła.
– Co to takiego? – zapytał.
– To są herby, czyli takie znaki, które należą do danego regionu – wyjaśniał strażnik. – Pierwszy z nich to herb pruski, bo kiedyś Jelenia Góra należała do Prus, drugi śląski, bo leży na Śląsku, a ostatni to herb miejski.
– Chcę je zobaczyć z bliska! – zawołał Rzepiórek.
I nie zwracając uwagi na towarzyszy, zaczął wspinać się na Bramę Wojanowską.
– Stój, duszku! – skarcił go strażnik grodu. – Tak przecież nie można!
– Oj, przepraszam – odpowiedział zawstydzony Rzepiórek. – Tak bardzo chciałem obejrzeć herby.
– Zapamiętaj. Po pierwsze, brama ta jest zabytkiem i nie wolno na nią wchodzić.
– A po drugie, mógłbyś przecież spaść i zrobić sobie krzywdę – dokończył Hyrcek.
– Macie rację. w górach ciągle wspinam się na drzewa i skały, ale to przecież miasto – przyznał duszek z pokorą.
– Chodźmy – zarządził strażnik, nie chcąc już dłużej karcić Rzepiórka.
Przeszli przez „tunel” wiodący z ulicy Konopnickiej na Plac Kościelny.
To była wspaniała budowla. Szare, strzeliste mury, rzeźbione wykusze i balkon zewnętrzny… Łukowate sklepienia drzwi i okien… Niesamowity wprost widok!
– To najstarsza świątynia w mieście – wyjaśnił Hyrcek. – Kiedyś przyjdziemy ją zwiedzić, jeśli tylko będzie otwarta.
Za kościołem zeszli po schodkach, by jeszcze obejrzeć zachowane fragmenty murów obronnych przy ul. Jeleniej.
– Nie wiedziałem, że miasto było kiedyś takie małe – powiedział z przejęciem Rzepiórek.
– Oj tak, bardzo się zmieniło, ale zawsze będzie to moje miasto – odpowiedział strażnik w zadumie.
Gdy wrócili w okolice Baszty Zamkowej, nadszedł czas pożegnania.
– Co będziesz robił, skoro nie trzeba już bronić Jeleniej Góry? – chciał zwrócić się do strażnika Rzepiórek, ale jego pytanie zawisło w próżni, bo strażnik zniknął tak nagle i niespodziewanie, jak się pojawił…
Tajemniczy strażnik w tajemniczym mieście,
Ciekawe co kryje przed Rzepiórkiem jeszcze…?