W podziemiach jeleniogórskiego Ratusza dzieją się dziwne rzeczy. Niektórzy powiadają, że nocą dochodzi stamtąd tajemnicze tupanie… i chociaż wielu słyszało o mieszkającym w podziemiach chochliku, to nikt go jeszcze nie widział. Nikt, za wyjątkiem skrzata Hyrcka, oczywiście. Bo przecież miejski skrzacik zna wszystkich mieszkańców Jeleniej Góry!
Gdy Rzepiórek poznał już historię Placu Ratuszowego, zapragnął zwiedzić również sam Ratusz – najważniejszy budynek w mieście.
– Poczekaj chwilkę – powstrzymywał zniecierpliwionego Rzepiórka skrzacik. – Chcę ci coś jeszcze pokazać. Spójrz na tę część budynku – powiedział, podchodząc do rzędu pobliskich kamienic. – Przyjrzyj się dokładnie ich ścianom.
Rzepiórek podszedł i przyglądał się im uważnie, marszcząc brwi.
– Ojej! Dziwnie to wygląda. Dlaczego jeden, długi budynek jest w kilku kolorach? Czy to dla ozdoby?
– Ha! A jeśli ci powiem, że nie jest to jeden budynek? – Hyrcek spoglądał na Rzepiórka z miną, jakby znał wszystkie tajemnice. – To siedem domów kupieckich, które od wieków stoją w tym miejscu – odpowiedział skrzacik. – Kiedyś były to oddzielne budynki. Każdy z osobnym wejściem. Później zostały połączone z Ratuszem.
– O, tam na górze widać oszklone przejście! – zawołał radośnie Rzepiórek. – Ale… Co to jest? – zapytał zaskoczony duszek, spoglądając tym razem w dół, pod nogi.
– A, to fragment torów tramwajowych – odpowiedział Hyrcek.
W istocie – spomiędzy wybrukowanej kostką połaci placu widać było dwie stare szyny…
– Przecież w Jeleniej Górze nie jeżdżą tramwaje – wnuk Karkonosza z powątpiewaniem spojrzał na przyjaciela.
– Teraz już nie, ale kiedyś, przez wiele lat, przejeżdżały właśnie w tym miejscu i dlatego pozostawiono tutaj te dwa kawałki szyn na pamiątkę.
– A, to teraz rozumiem, dlaczego przed wejściem do Ratusza stoi tramwaj. Mogę tam zajrzeć? – zapytał Rzepiórek.
I nie czekając na odpowiedź, podbiegł do tramwaju, wskoczył na stopnie i już był w środku, przyglądając się wystawionym zdjęciom, panoramie Karkonoszy i zerkając z ciekawością na przeróżne pamiątki z Jeleniej Góry.
– Aj, ten duszek. Wszędzie musi wejść i wszystko zobaczyć – pomyślał zniecierpliwiony skrzacik. – Przecież chochlik na nas czeka.
Gdy tylko wyszli z tramwaju, zauważyli chochlika. Przeskakiwał już z nóżki na nóżkę i widać było po minie, że zaczyna się denerwować.
Ile chochlik miał lat? Trudno powiedzieć. Jak to chochliki – miał długie, spiczasto zakończone uszy, pomarszczoną twarz i odrobinę przekory w oczach. Miał też na sobie szatkę z surowego lnu i kubrak z bobrowego futerka. Przy pasie nosił kryształową łyżkę i róg, w który można by pewnie zadąć w chwili niebezpieczeństwa. A teraz był wyraźnie niezadowolony.
– Dzień dobry, chochliku! – zawołał skrzacik. – Bardzo przepraszamy za spóźnienie, ale Rzepiórek koniecznie chciał obejrzeć tramwaj – zaczął tłumaczyć Hyrcek.
– Należy być punktualnym! – napomniał przybyłych mentorskim tonem chochlik. – Ale nie marnujmy czasu. Chodźcie, chodźcie… – fukał niecierpliwie i odwracając się do nich – niezbyt zresztą grzecznie – plecami, podreptał z powrotem na plac.
– Czy widzieliście już naszego jelenia? Hm? – zapytał.
– Żywego jelenia? W mieście? – wykrzyknął ze zdziwieniem Rzepiórek.
– Oj, nie! – zaśmiał się chochlik. – Zaraz go wam pokażę. To pomnik z popiersiem jelenia. Stoi przy siedmiu domach.
– Dla przyszłych pokoleń – czytał na głos duszek. – A cóż to znaczy? Czy tu jest schowana skrzynia ze skarbami pozostawionymi dla przyszłych mieszkańców miasta? – zapytał.
– Właśnie stoisz w tym miejscu – zaśmiał się chochlik.
I dopiero teraz Rzepiórek zauważył, że faktycznie – stoi na płycie.
– Pod płytą na jubileusz 900-lecia miasta ukryto kapsułę. Za 100 lat ma zostać otwarta. Dokładnie na 1000 lat od założenia miasta! To taka przesyłka dla przyszłych pokoleń – tłumaczył chochlik.
– Aż za sto lat… A mogę się chociaż pohuśtać na rogu jelenia? – zapytał duszek.
– Tak, ale tylko chwilkę, jeśli chcecie jeszcze zwiedzić Ratusz.
Duszek od razu wdrapał się na głowę jelenia i złapał rączkami za róg.
– Hurra! Ale fajna zabawa! – wołał z całych sił.
– Starczy już, starczy! Mam dla ciebie jeszcze niespodziankę – powiedział zachęcająco chochlik. – Zapraszam do środka. Zaraz zobaczysz mój domek, jest niesamowity!
I rzeczywiście domek chochlika robił wrażenie. Rzepiórek nawet się nie spodziewał, że w Ratuszu może być tak fascynujące i tajemnicze miejsce. Zdziwił się bardzo, bo chochlik mieszkał w bardzo głębokiej studni.
– Ale jak to, studnia tutaj? – dziwił się Rzepiórek.
– Też nie jestem z tego zadowolony – powiedział chochlik. – Do niedawna mieszkałem sobie spokojnie, nikt mi nie przeszkadzał i aż wstyd się przyznać, nie psociłem aż tak bardzo. Spędzałem czas na wędrówkach po piwnicznych korytarzach i zapomnianych podziemiach. o studni wiedziałem tylko ja. Zamieszkałem tutaj i byłem bardzo szczęśliwy. Któregoś dnia wszystko się jednak zmieniło…
– Co takiego się stało? – dopytywał się Rzepiórek.
– Przeprowadzano remont w budynku i odkryto studnię. Teraz każdy może do niej zajrzeć, a ja muszę być ostrożny, żeby nikt mnie nie zobaczył… Ale teraz czas na pyszną szarlotkę – zawołał. I w jednej chwili wyczarował trzy porcje pachnącego, ciepłego jeszcze ciasta.
Hyrcek aż się zarumienił, bo na ten widok zaburczało mu głośno w brzuszku, ale że brzuszek Rzepiórka odpowiedział natychmiast tym samym, spojrzeli po sobie i wybuchli gromkim śmiechem.
– To szarlotka z pobliskiej cukierni! – powiedział chochlik.– Nigdzie nie pieką tak pysznej! Dlatego… lubię ją sobie czasem wyczarować…
Gdy już zajadali się ciastem, mieszkaniec studni zaczął opowiadać dalej. Rzepiórek i Hyrcek słuchali opowieści sprzed wielu, wielu lat – o pożarach w mieście, o kolejnych przebudowach i mieszkańcach Ratusza. Następnie zwiedzili niektóre pomieszczenia. Rzepiórkowi najbardziej spodobała się duża sala, w której na ścianach wisiały płaskorzeźby ukazujące dzieje Jeleniej Góry. Przy każdej z nich zatrzymywali się na chwilkę i słuchali ciekawych opowieści chochlika. Duszek zadziwił się szczególnie, widząc schody ozdobione rzeźbami, przedstawiającymi legendy o Duchu Gór. I właśnie w tej chwili duszek sobie o czymś przypomniał! Spojrzał za okno i stwierdził, że popołudnie powoli zamienia się w wieczór.
– Ale się zrobiło późno! Dziadek na pewno zacznie się denerwować, że tak długo nie wracam, a przecież daleka droga przede mną!
– Przy ciekawych historiach czas szybko umyka – powiedział dumny ze swoich krasomówczych umiejętności chochlik. – Zapraszam cię ponownie. Następnym razem, gdy będziesz chciał się ze mną spotkać, wystarczy, że zapukasz trzy razy w studnię, a na pewno się zjawię. No chyba, że będę zajęty właśnie jakimiś psotami…
Puk, puk, puk! Gdzie jesteś malutki chochliku?
Może znowu coś psocisz? Czy masz pracy bez liku?