– Skrzaciku, a kiedy zabierzesz mnie na ten wielki plac zabaw po drugiej stronie miasta?

– Plac zabaw? W mieście jest ich wiele, ale żeby były wielkie? – zdziwił się pytaniem Hyrcek.

– Kiedy patrzę na Jelenią Górę z domu dziadka, to po drugiej stronie miasta jest taki wielki plac poukładany jakby kolorowymi klockami, a pomiędzy nimi coś jakby ulice, jedna taka pozawijana jak domek ślimaka… To wygląda jak wielki labirynt!

– A, masz na myśli Zabobrze! To dzielnica Jeleniej Góry. To nie klocki tylko bloki – kiedyś to było nowoczesne budownictwo… ale rzeczywiście, wyglądają jak kolorowe klocki. I obwodnica – straszny na niej ruch. Masz rację, to istny labirynt. Rzadko się tam wybieram, bo łatwo się zgubić, ale mam i tam przyjaciela. W najstarszej części dzielnicy, w dawnych Strupicach, mieszka mój kuzyn. On Ci opowie o Zabobrzu. Chodźmy, jedno małe zaklęcie i będziemy na miejscu. 

Tam gdzie stare są Strupice 

i Bóbr płynie zakolami

Chcemy stanąć dziś przed Grabkiem, 

to najstarszy Zabobrzanin!

I po chwili stali na małym mostku, prowadzącym na wysepkę. Wokół było dużo zieleni a po rzece pływały kaczki i łabędzie.

– Z bliska jakoś inaczej to wygląda. Gdzie te wszystkie klocki? – dziwił się Rzepiórek.

– To najstarsza część Zabobrza. Bloki są dalej, a w tej części zachowały się stare zabudowania. Jest tu Międzynarodowy Ośrodek Skautów, niedaleko na rzece jest stara elektrownia
i w pobliżu najstarszy kościółek, który kiedyś stał sobie w szczerym polu, a dziś otoczony jest wieżowcami – odezwał się gramolący się spod mostku skrzacik, bardzo podobny do Hyrcka, tylko… ze szpiczastym noskiem. – Jestem Grabek z Zabobrza i dokarmiam tu swoje kaczki i łabędzie. Nie rzucajcie im czasem chleba, bo to dla nich niezdrowe. Chcecie zobaczyć moje Zabobrze? Hyrcek zawsze się tu gubi… dla niego wszystkie bloki i wieżowce są takie same…

– Chodźmy je zobaczyć, strasznie jestem ciekawy, jakie są duże. A może w tych kolorowych klockach mieszkają skrzaty?

– Oj, zaraz się zdziwisz, jakie to wielkie domy. Niektóre są tak wysokie, że są w nich windy. W jednym takim domu mieszka kilkadziesiąt rodzin. Przy domach są place zabaw, parkingi, alejki. W tej dzielnicy są też największe markety i jak przyjeżdża cyrk albo wesołe miasteczko, to właśnie tu rozbijają swój obóz.

– Wesołe miasteczko? Co to takiego?

– Oj Rzepiórku, twoje góry są piękne i ciekawe, ale jak nie wiesz, co to jest wesołe miasteczko, to nie wiesz, co tracisz. Odwiedzimy Zabobrze, jak przyjadą wiosną wielkie karuzele, tory samochodowe i superszybkie kolejki. Ale będzie zabawa!

Grabek prowadził przyjaciół pomiędzy blokami i pokazywał, jak poruszać się po mieście. 

– Przechodzimy tylko po zebrach! – instruował skrzat.

– Po czym? – Rzepiórek znowu czemuś się dziwił.

– Po zebrach… te pasy na drogach, biało-czarne – jak zebry, to miejsca wyznaczone do przechodzienia dla pieszych.

– To po co te kolorowe światła?

– Żebyś wiedział, kiedy przechodzić…

– A te tabliczki? W centrum Jeleniej Góry też są takie, ale żeby aż tyle… czy nie lepiej napisać na jednym dużym znaku „Prosimy jeździć ostrożnie!”?

– Oj, tak. Ale przy takim dużym ruchu, przy tylu drogach, samochodach, skrzyżowaniach i przejściach sama ostrożność nie wystarczy. Dzięki znakom i światłom wiadomo kto może kiedy jechać, dokąd i jak dotrzeć, no i gdzie można się spodziewać np. dzieci na drodze.

– Znaki drogowe to jednak świetny pomysł. Jest tu od nich nawet kolorowo…

– Tak duszku, i ostrożności nigdy za wiele! Pokażę wam teraz kościółek, zobaczymy tam, która już godzina i jeśli będziecie mieli ochotę to wybierzemy się na pizzę.

– Na pizzę? – zapyta zdziwiony duszek, któremu zabrzmiało to jak kolejne miejsce do zwiedzania. – A nie lepiej coś zjeść?

– Pizza jest właśnie do jedzenia! – zaśmiał się Hyrcek,  choć to nieładnie śmiać się z kogoś, kto dopiero poznaje nowe miejsca, nazwy i zwyczaje.

– A, to zgoda. Możemy iść na pizzę. To wasza miejska potrawa? – dopytywał Rzepiórek.

– Oj nie, pizza to danie z Włoch. Nie mamy tu naszej regionalnej potrawy. Ale może się kiedyś doczekamy… – odpowiedział Grabek.

– My z dziadkiem, Duchem Gór, najczęściej jadamy owoce lasu. Dziadek potrafi wyczarować przeróżne potrawy, które bajecznie smakują. Ja najbardziej lubię korale z poziomek i lody jagodowe…

– Już mi od tego burczy w brzuszku – powiedział Hyrcek
i przyspieszyli kroku.