Dawno temu, tak dawno, że nie pamiętają tego ani Twoi dziadkowie ani nawet dziadkowie Twoich dziadków, pamiętam jednak ja, Łazigór, bom już wtedy przemierzał nasze Olbrzymy, błąkała się po świecie pewna Droga. Zupełnie nie wiedziała, dokąd i jak ma prowadzić. Zachodziła w głowę, jaką ma być? Szukając odpowiedzi, postanowiła rozpytać się w tej sprawie to tu, to tam. Miała bowiem nadzieję, że usłyszy poradę, która pozwoli jej zdecydować o swojej przyszłości. 

Ruszyła przed siebie i pierwszy, z którym nadarzyła się jej okazja do rozmowy, był Szlak Turystyczny. 

– Dzień dobry, panie Szlaku – przywitała się grzecznie. – Gdyby znalazł pan chwilę, chciałabym…

– Ależ, co takiego – ostro ozwał się Szlak. – Mam mnóstwo roboty. Chodzi po mnie kilkaset turystów dziennie i nie mam czasu na zbędne pogaduszki. 

– No więc… – Głos Drogi, Która Nie Wiedziała, Jaką Ma Być, zadrżał.

– Co znowu? – W pytaniu znać było niecierpliwość.

Droga nie chciała jednak zrezygnować ze swego zamiaru i tym razem odważnie przedstawiła sprawę. 

– Nie wiem, jaką mam być, proszę pana, dokąd prowadzić i przyszłam po radę. Jak to jest być takim zajętym szlakiem turystycznym?

– No cóż. – Szlak poczuł się mile połechtany podkreśleniem jego zajętości. – Wspaniale. Wszyscy, którzy po mnie chodzą, zachwycają się, jaki jestem piękny i do jakich atrakcji prowadzę. Robią sobie na mnie zdjęcia i opisują mnie w przewodnikach.

– Musi pan być z siebie bardzo dumny…

– Gdybyś chciała być taka jak ja, musiałabyś prowadzić do jakiegoś znanego miejsca, którego zdobycie ludzie uważają za przyjemne i chętnie się tym chwalą – zaczął jej wykładać. – Musiałabyś też oferować piękne widoki, mieć na sobie ławeczki i umieć radzić sobie ze sławą. – Przy tych ostatnich słowach z lekka się napuszył. 

– Ach tak – zawstydziła się Droga, Która Nie wiedziała, Jaką Ma Być. – W takim razie to chyba nie dla mnie. – Spuściła oczy, bo przecież nikt o niej nie wiedział, a co dopiero miałaby się mierzyć z ciężarami sławy. 

Szlak Turystyczny już jej nie usłyszał. Zaaferowany nową grupą turystów, starał im się dogodzić, jak tylko mógł. 

– Uważaj, jak chodzisz, ofermo! – Z zasmucenia wyrwały Drogę pokrzykiwania. To Ulica wygrażała się na swego nowego przechodnia. 

– Przepraszam! Nie chciałam sprawić pani kłopotu. – Droga, Która Nie Wiedziała, Dokąd Ma Prowadzić, odskoczyła przed jadącym autem.

– Też mi coś! Trzeba na mnie bardzo uważać, rozglądać się na wszystkie strony. Tak dużo się na mnie dzieje, że łatwo o wypadek!

– A czy jest pani miło być Ulicą? – Bezpośrednie pytanie szukającej swej przyszłości Drogi miało na celu szybkie uzyskanie odpowiedzi. 

– Oczywiście – obruszyła się Ulica. – Jestem bardzo ważna, więc trzeba o mnie dbać, żebym była gładka i czysta. Gdyby nie ja, ludzie nie mogliby się swobodnie poruszać. O chodzeniu do pracy czy szkoły mogliby tylko pomarzyć!

– To musi być męczące… – wyszeptała cichutko Droga, Która Nie wiedziała, Jaką Ma Być. 

– Może i jest, ale to wielki zaszczyt być kimś tak niezbędnym i odpowiedzialnym. Poza tym od święta urządzane są na mnie uroczyste parady, wędruje po mnie orkiestra, wszyscy są strojnie ubrani, machają chorągiewkami i obsypują mnie kwiatami… 

– To ja już nie przeszkadzam – powiedziała nagle Droga zmęczona hałasem. – Do widzenia. – I odeszła strapiona w stronę lasu.

Przechodząc przez łąkę, potknęła i upadła.  

– Nic ci się nie stało? – Pośród traw i zbóż dał się słyszeć troskliwy głos.

– Nie, tylko lekko obtarłam kolano. – Droga, Która Nie Wiedziała, Dokąd Zmierzać, pochuchała je i przyłożyła liść znalezionej obok babki. – Kim jesteś? – Pytanie samo się jej wyrywało.

– Jestem Polną Dróżką. Labiryntem w trawie i zbożu. Ale pierwszy raz mam takiego jak ty gościa. 

– Na pewno, bo ja nawet nie wiem, kim chcę być i właściwie trudno mi się przedstawić. Wolałabym, żebyś opowiedziała mi o sobie.

– Cóż – zadumała się Polna Dróżka. – Jak widzisz, żyję sobie cichutko. Chodzą po mnie zwierzęta, czasem mija mnie traktor, jakaś rodzina z dziećmi idzie sobie na spacer. A latem to strasznie zarastam i ledwo można mnie odnaleźć. 

– To chyba fajnie, możesz sobie odpoczywać. 

Polna dróżka uniosła oczy do góry, jakby rozczarowana taką konkluzją.

– Bywa, że latem jest mi okrutnie gorąco, a zimą znowu bardzo zimno, bo leży na mnie pełno śniegu i czasem muszę czekać do wiosny aż ktoś po mnie przejdzie. Na twoim miejscu pogadałabym z Leśną Ścieżką. – Westchnęła zazdrośnie i jęła się opędzać od pszczół i much. 

Gdy Droga, Która Nie wiedziała, Jaką być, dotarła do lasu, natychmiast zagadnęła tam nową koleżankę. 

– Jak to jest być Leśną Ścieżką? 

– Bo ja wiem? Wiedziesz sobie w półcieniu, wędruje po tobie mnóstwo zwierząt, czasem można spotkać grzybiarzy albo zbieraczy jagód i poszukiwaczy jelenich poroży. A nieraz całymi dniami cisza. Nikogusieńko. Tylko ptaki słychać. 

– To wspaniale! – Rozmarzyła się Droga, Która Bardzo Pragnęła Zdecydować O Swej Przyszłości. 

– Łatwo ci mówić. Gdy wieje silny wiatr, to łamiące się gałęzie, a czasem i drzewa dają mi popalić! Polna Dróżka ma o wiele lepiej. Jej to nic na głowę nie spada – burknęła. – Poza tym czasami mnie jeszcze trudniej odnaleźć niż tamtą. W cieniu drzew łatwo się zgubić. 

Cóż było zaprzeczać? Droga, Która Nie Wiedziała, Jaką Być, podziękowała za rozmowę i odeszła. Spotkałem ją siedzącą na kamieniu, na skraju łąki i lasu. Była zasępiona, a po policzkach ciekły jej łzy. 

– Ja to bym chciała – chlipanie przerywała czyszczeniem nosa, gdym zagadnął ją, co tutaj robi – być uważana za piękną, ale nie przez wszystkich. Chciałabym być bardzo potrzebna, ale niekoniecznie ruchliwa. Podobałoby mi się, gdybym miała wokół siebie zboża i kwiaty, ale byłoby tak miło, gdybym mogła i przez las przebiegać, i trzeba byłoby mnie trochę poszukać. Więc sam widzisz, że nie ma dla mnie nadziei. – Rozpłakała się na dobre. 

Nie miałem serca tak jej zostawić. Przez chwilę zdawało mi się, że zaraz zniknie z rozpaczy niczym mydlana bańka puszczona na wicher albo zamieni się w skałę, którą inni nazwą potem Płaczką. Kiedy dumałem, jak by jej pomóc, bezwiednie zacząłem wyciągać z palca kolce jeżyny, które wbiłem sobie tego dnia podczas przedzierania się przez chaszcze.– Ależ jest! – Podskoczyłem radośnie. – Możesz robić wszystkie rzeczy naraz! 

– Jak to? – Jej oczy aż pojaśniały. I, przyznaję, że był ku temu powód.

Pokazałem jej bowiem okolice Staniszowa, którym brakowało drogi. Właśnie takiej, nieoczywistej. Częściowo biegnącej turystycznym szlakiem, częściowo ulicą, częściowo polną dróżką, a częściowo leśną ścieżką. Takiej, której trzeba czasami poszukać. 

– Odwiedzisz mnie kiedyś? – zapytała wesoło Droga, Która Już Wiedziała, Jaką Chce Być i Dokąd Zmierzać. 

– Oczywiście. Może nawet przyprowadzę ci trochę gości. 

No i – dzięki moim zeszytom wycieczkowym – próbuję właśnie spełnić moją obietnicę.