– No sam pan widzi. – Smutnym wzrokiem nauczycielka ogarniała swą klasę. Staliśmy w parku pod drzewem, a dzieciaki rozsiadły się na ławkach. – Jak godzinami nie wpatrują się w smartfony i tablety, to rozmawiają tylko o Netflixie, Instagramie i Tik-Toku. Gdyby zabrać im Internet, chyba przestaliby oddychać. – Westchnęła głęboko strapiona. – Tak ich szykowałam do tej wycieczki, dzisiaj cały dzień pan tak ciekawie opowiadał, zaprowadził nas do miejsc znanych wcześniej tylko z fotografii i… jak grochem o ścianę. Oni niczego nie potrafią powtórzyć. Ja już nie wiem, jak do nich dotrzeć. – Załamała ręce, z cichym plaśnięciem na udach.
Rzeczywiście, po spacerze, który poprowadziłem z jej wychowankami po Cieplicach, pytała dzieci o różne, omawiane w jego czasie kwestie, ale pytania spotykały się z milczeniem, względnie szmerami, które tyle miały wspólnego z odpowiedzią, co koń z budyniem albo skrzypce z kremem Nivea. Nie chciałem już dolewać oliwy do ognia, a że przyszedł mi do głowy pewien pomysł, postanowiłem go cięgiem wypróbować.
– Kto oglądał piątą część Shreka? – zwróciłem się do uczniów.
– Shrek ma tylko cztery części – odparował zrazu długi niczym tyczka Józek, który natychmiast zwrócił na siebie uwagę pozostałych.
– Nieprawda, bo piąta opowiada o królowej Marysieńce i siedmiu minionkach. Oraz o Batmanie. – Zdecydowanie parłem dalej.
– Tak? Ciekawe… – Wyszczerzył się Józek, otoczony półszeptami pozostałych.
– Nawet bardzo. Gdyby nie minionki i Batman, którzy dorzucali drew pod ukryty pod cieplicką ziemią kocioł z wodą mineralną, królowa nigdy nie napisałaby pierwszego polskiego przewodnika górskiego. Bez gorących kąpieli zamarzłaby w gościnie u rumcajsów.
– To ona się nie kapała w solance? – zapytał z nagła piegowaty Piotrek, na którego wszyscy wołali Pietrek.
– Solankę, Pietrek, to Batman robił. Brał wodę mineralną i ją dosalał. Voilà. – Józek mrugnął do kolegi, a reszta dzieciaków wybuchnęła śmiechem.
– A kto to byli rumcajsi? – drążył Pietrek.
– Cystersi, Pietrek – Zuza, spoglądając przez wielkie okulary, nieśmiało zwróciła się do kolegi. – Taki zakon.
– Acha. – Posmutniał i widać było, że znowu chciał o coś zapytać, ale chyba strach go obleciał.
– Przewodnika nie napisała królowa Marysieńka, tylko pani Rozalia. – Zuza wycierając koszulką okulary, starała się opanować zdenerwowanie, próbując też ulżyć Pietrkowi. – Już nie pamiętam, jak miała na nazwisko, ale…
– Ja pamiętam! – gruchnęła Malwina, za którą wodzili oczami wszyscy chłopcy w klasie. Miała śniadą cerę, ciemne, prawie czarne włosy, brązowe oczy i buzię jakby zrobioną z porcelany. – Na nazwisko było jej Schaffgotsch i mieszkała, no ten, w Długim Pałacu mieszkała.
– Akurat – zaperzyła się Asia, z którą przez całą wycieczkę sobie dogryzały. Widocznie rywalizowały ze sobą o pierwszeństwo najładniejszej w klasie. Asia, gładząc teraz swoją jasną kitkę, dodała śmiało: – Schaffgotschowie byli właścicielami uzdrowiska, a pani Rozalia miała na nazwisko Saulson i wcale nie mieszkała w pałacu tylko w tym domu zaraz koło pijalni. A w Długim Domu, a nie Długim Pałacu mieszkała królowa Marysieńka.
Na te słowa Malwina wystawiła do Asi język. Także i Pietrek nie wyglądał na szczęśliwego. Drapał się po głowie i kręcił oczami.
– A w Długim Muzeum to kto mieszkał? – wydusił z siebie, jakby to było kwestia życia i śmierci.
– Przyrodniczym, Pietrek. Przyrodniczym. – Poklepał go po plecach Józek. – Zakonnicy mieszkali, ale dawno temu, jak był tu klasztor tych no….
– Wiem! – Cały w pąsach podskoczył Pietrek. – Rumcajsów!
– Ooo! To może wiesz jeszcze, kim był książę Bernard Rosa, co? – Ze złośliwym uśmiechem Józek wziął się pod boki.
– Co książę…, że co… – wydukał tamten.
– Ładu z wami nie można dojść! – wtrąciła się Malwina, której gładkie czoło przecięła zmarszczka zniecierpliwienia. – Bernard Rosa był opatem cystersów. A księciem to był Bolesław, co upolował… gołębia. – Odganiała od siebie natrętnego ptaka, który przyskakiwał do ławki.
– Chyba jelenia. – Cięta poprawka Asi rozbawiła pozostałych.
– Co za różnica. – Zawstydzenie Malwiny zmobilizowało wpatrzonego w nią jak w obraz Józka. – Jak żeś taka mądra – zwrócił się do Asi – to nam powiedz, co upolował ten Bernard Rosa?
– Obstawiałbym, że Batmana. – Do rozmowy włączył się rudy niczym lis Kacper. Nie odstępował Asi na krok. – Jako opat klasztoru cystersów w Krzeszowie mógł się z takimi cudakami jak Batman nie lubić. – Wyjmując słuchawki z uszu uśmiechnął się do Asi. Twarz dziewczynki zalała się wtedy rumieńcem.
– Kacper, skoro wreszcie wyjąłeś słuchawki z uszu – poważny głos nauczycielki zawierał przyganę – proszę nam objaśnić przykładowo, co robi przy moście na Kamiennej figura św. Jana Nepomucena, hm?
– Nie mogę. Tajemnica spowiedzi. – Chłopak bezradnie rozłożył ręce.
– Przy jakim moście? – wymamrotał Pietrek, zagłuszając nauczycielkę, która chciała chyba coś odpowiedzieć Kacprowi.
– Tym przed pałacem tego szklarza, no… Panie Łazigórze, jak on miał na imię? – Józek szukał u mnie wsparcia, lecz ja spojrzałem bezradnie na Zuzę.
– Römisch. I wcale nie był szklarzem. – Dziewczynka włożyła na nos okulary i zaczęła machać na ławce nogami. – Za to jego córka wyszła za słynnego szklarza ze Szklarskiej Poręby, który z miłości do żony nazwał jej imieniem nową hutę szkła.
– No i dobrze. Jeszcze wyszłaby za któregoś z miejscowych snycerzy i nazwałby jej imieniem jakieś drzwi. – Obruszyła się Malwina.
– A ty byś chciała tylko w płatkach róż, jak królowa Marysieńka, leżeć. – Riposta Asi zamieniła oczy Malwiny w dwie wąskie szparki.
– Królowa nie leżała, tylko się w płatkach kąpała – syknęła.
– Proszę, proszę. A jednak wszystko wiecie. – W oczach nauczycielki, która naraz się odezwała, wyczytałem zdumienie. – Jak pan to zrobił, panie Łazigórze? – Szczery uśmiech rozjaśnił jej twarz.
– Ja? Ja, nic. – Gładząc się po brodzie, zaprzeczyłem. – To siła wyobraźni.