– Ależ papo. – Spłoniła się dziewczyna. – To był tylko jeden taniec. 

– Owszem, moja droga. Tylko jeden. Bo hrabia już z nikim na balu poza tobą nie zatańczył. – Ojciec Fryderyki mrugnął do niej porozumiewawczo. 

– Zapewne dlatego, że go zmęczyłam i na kolejne podskoki nie miał siły. – Hardość w głosie dziewczyny zabrzmiała trochę sztucznie. 

Siedzieli z ojcem w salonie wygodnego domu w Berlinie. Płomienie w kominku podskakiwały wesoło, rzucając na obite ciemnymi tapetami ściany przytulne światło. Śnieg za oknami sypał gęsto, przypominając tylko o trudach powrotu z zabawy karnawałowej, na którą z całą rodziną wybrali się wczoraj do wuja Fritze.

– Ależ, kochana moja. Gdybyś mogła, zaczęłabyś śpiewać. Przecież widzę – rzekł dobrodusznie ojciec, z roztkliwieniem spoglądając na swą młodszą latorośl.  

Rzeczywiście, twarz dziewczyny, okolona blond lokami aż świeciła od iskier, które sypały się z jej błękitnych oczu już na samo wspomnienie Fryderyka von Redena. Co chwila zakrywała swoje pełne usta chusteczką, żeby ukryć czający się na nich serdeczny uśmiech. Bo ciągle myślała o wczorajszym z hrabią wieczorze. O tym, jak przebrana za kwiaciarkę tańczyła z tym dojrzałym mężczyzną, a potem długo razem rozmawiali. 

– Fritze, nie mów, że tak cię gospodarka zainteresowała. – Siostra, która weszła nagle do salonu, zauważywszy tylko rozmarzony wzrok dziewczyny, jęła jej od razu dokuczać. – Chyba że twoją pasją stało się właśnie nawożenie czy hodowla owiec i krów mlecznych. Względnie górnictwo węgla. – Zachichotała. 

– A żebyś wiedziała. – Panna Riedesel wciągnęła mocniej powietrze przez swój zgrabny nosek. – Wolę rozmawiać o gospodarce niż pleść androny o sukniach i biżuterii.

– Zwłaszcza że przy takiej gospodarce sukni i biżuterii mogłabyś mieć, ile dusza zapragnie! – odgryzła się Augusta.

– Dajże spokój – ofukał ją ojciec widząc, jak młodszej z dziewcząt twarz poczerwieniała, lecz tym razem z gorącej złości. 

– Może ty byś chciała – Fritze zwróciła się wprost do siostry. – Dlatego tak łacno ci mnie oskarżać. Wiedz jednak, że owszem, kontenta jestem o krowie rozmawiać, oborniku i sianie w stodole. Zwłaszcza z człowiekiem takim jak hrabia, tak dobrym i tak szlachetnym, że zwykła u niego krowa jest klejnotem większym niźli jedwabie i brylanty. Ot co! – Tupnęła niczym znarowiony młody koziołek. 

Jej przemowa wywołała na ojcowej twarzy wzruszenie. Generałowi zdało się, że lata nauki, jakie zafundował swej córce na tematy nieuznawane dotąd za kobiece, nie poszły na marne. Wychowana w eleganckim i bogatym domu na damę, była też odważna i wielokrotnie udowodniła, także w męskim towarzystwie, że zna się na rzeczach, o których twierdzono, że nie są do udźwignięcia przez kobiece głowy.

– Panienko Fritze. Panienka ma gościa. – Anons pokojówki przerwał rozmowę w salonie. 

– Kto taki? – Dziewczyna zmarszczyła brwi. Spochmurniała jeszcze bardziej, gdy do pokoju wszedł młody, wysztorcowany niczym do ślubu oficer, którego tu ostatnio często widywano. Przywitał się galantnie z kobietami, uścisnął rękę ojcu, a gdy tylko podano herbatę, likier i ciasteczka, zaczął: 

– Piękną mamy zimę, panienko Fritze. 

Ta jednak nic nie rzekła, udając, że nie dosłyszała. 

– Przyszedłem na kulig zaprosić. Urządzamy taki w jednostce i panienka mogłaby mi towarzyszyć. – Szeroki uśmiech rozpromienił jego pucołowatą twarz.

– A dlaczegóż to – mogłabym? – Głosem pełnym rezerwy zapytała oficera. 

Jej ściągnięte usta i srogi wzrok, który wbiła teraz w młodzieńca, sprawiły, że wyglądała szczególnie urodnie. 

– A to dlatego, że w oficerskiej szkole najlepsze towarzystwo się zbiera. Same najlepsze domy, najlepsza krew! – zakrzyknął wesoło. 

– Widzi pan. – Fritze wstała i jęła się przechadzać. – Myślę, że lubię końskie targi, choć na żadnym jeszcze nie byłam. Ale prawdziwe, takie, gdzie sprzedaje się konie – zawiesiła na chwilę głos – a nie kupczy kobietami – odrzekła wzgardliwie.  

– Panienka wybaczy, ale cóż może o koniach wiedzieć. – Nie zważając na jej uszczypliwość, junak chwacko wypiął pierś. 

– Mogę i wiem. Lecz nie zamierzam panu, a nawet zwłaszcza panu, tego udowadniać – powiedziała spokojnie, choć lekko wyniośle. – Pan wybaczy, lecz jesteśmy dziś zajęci. – Ukłoniła się, wypraszając tak gościa. 

– Ależ Fritze… – westchnął ojciec, gdy za oficerem zamknęły się drzwi. Jednak westchnął jakoś bez złości, bo niegrzeczność wojskowego i jemu bardzo się nie spodobała. 

– No, no, siostrzyczko… – zadumała się Augusta. 

– I sami widzicie! – Szal, którym Fritze miała przesłonięte na sukni piersi, falował szybko, zdradzając wielkie wzburzenie dziewczyny. – Mam po dziurki w nosie tych zadufanych w sobie absztyfikantów, dla których kobieta podobna jest kanapowemu pieskowi. Chętni byliby zrobić ze mnie kukłę do wieszania na niej biżuterii. Nie zamierzam wyjść za żadnego z nich! Ja…, ja…

Czuję to i stanowczo twierdzę, że hrabia Reden jest dla mnie jedynym człowiekiem, w którym widzę wiernego przyjaciela i mentora; jest moim największym szczęściem. Jest stary, jest schorowany, a właśnie to nakłada na mnie najsłodszy obowiązek i pozwala mi być dla niego kimś, kogo potrzebuję. Oby swoim oddaniem udało mi się zachować tak doskonałą istotę, oby przyjaciele jego dziękowali mi za jego obecność, pisała dziesięć lat później do swych przyjaciół po tym, jak zgodziła się zostać żoną hrabiego von Redena.

I choć nie mieli dzieci, park w Bukowcu – majątku, który hrabia von Reden nabył jeszcze przed ślubem z Fryderyką – stał się jakby spadkobiercą ich miłości, jej żywym, kwitnącym symbolem, który sprawia, że nie sposób o nich zapomnieć. Zresztą, nie tylko park, ale o tym opowiem Wam jeszcze w kolejnych Zeszytach